Od
próby młodego Tao minęły już trzy tygodnie. Nikt nie wiedział co się z nim
stało. Ran chodziła przygnębiona. Jak każda matka czuła strach przed utratą
dziecka. Ching całe dnie medytował, pojawiał się tylko na obiadach. Inne
posiłki konsumował w zaciszu swojego pokoju. Jenny wyjechała do Ameryki
Południowej żeby wykonać zadanie powierzone jej przez ojca. En milczał. Tak
jakby nie chciał przyznać się do błędu, że wysłał go tam zbyt wcześnie. Lecz
skąd miał o tym wiedzieć? Ostatni raz ten rytuał wykonano pięćset lat temu. On
wiedział tylko jak go zainicjować. Tym razem nie miano go wykonywać. Niestety
po ostatnich wydarzeniach w Dobie zdecydował, że to niezbędne. Yoh był zbyt
silny, a to Ren miał wygrać. Przywrócić klan Tao na szczyt. Nie ma innego
wyjścia.
Jue
każdą chwile spędzała z Jun. Chciała podnieść
ją na duchu. Jej też zależało na Lenie. Do tej poty nikt nie wie, że jest
szamanką. A to już czegoś dowodzi. Pokazuje, że jemu mogła zaufać. Był jeden
problem. Dziewczyna nie wiedziała czy młody Tao żyje.
W
tym samym czasie w innej części potężnej rodzinnej fortecy budził się młody
szaman. Czuł prze potworny ból. Każda tkanka jego ciała wyła z bólu. Chłopak
leniwie otworzył oczy. Wpatrywał się w czerwony sufit. Chciał krzyczeć. Udało
mu się. Przeszedł ten cholerny test. Badanie, którego ceną było jego własne
życie. Był z siebie dumny. Pierwszy raz był lepszy od wuja. Od Jenny. Od całej
rodziny. Wreszcie dorówna Yoh. Pokaże, że on też jest wielkim szamanem.
-
Już wstałeś – usłyszał znajomy głos – Jednak przeszedłeś test.
-
Wątpiłeś w to – odpowiedział spokojnie młody Tao. Zbyt stoicko.
-
Hm… - lewa brew wuja uniosła się wysoko do góry – Sądziłem, że będziesz bardziej
wyszczekany.
-
Nie prowokuj mnie – znów to samo. Ten cholernie miły głos. Jedno się nie
zmieniło. Znów przemilczał swoją prawdziwą wypowiedź, w tym przypadku „Zamknij
się”.
-
Później do ciebie przyjdę – głos wuja wyrwał go z otępienia – Teraz odpocznij.
Po
tych słowach wyszedł z komnaty. Dochodziła pora obiadu, więc swoje kroki
skierował ku jadalni. Jak widać tylko na niego czekali. Po wymienieniu
wszystkich uprzejmości zasiedli do posiłku.
W jadalni panował półmrok. Jedynym źródłem światła były starochińskie
kinkiety. Ich promienie padały na ciemnoczerwone ściany i drewniane podłogi. W
pomieszczeniu panowała głucha martwota. Nikt się nie odzywał, jakby bał się zburzyć tą
niczym niezmąconą cisze. W pewnym momencie odezwała się zielonooka:
-
Czy mogłabym obejrzeć waszą bibliotekę?
-
Bibliotekę… - powtórzyła głucho Ran.
-
Tak, ja bardzo lubię czytać – odparła Jue.
-
Oczywiście, możesz przejrzeć nasz zbiór ksiąg – odparł po gruntownym namyśle En
– Choć musze cię ostrzec, że biblioteka zajmuje aż trzy kondygnacje.
-
Nie, nie ma problemu. Ja mogę spędzać całe dnie z nosem w książkach.
- Jun cię zaprowadzi – odparł En, a po chwili
pożegnawszy się wyszedł.
Po
obiedzie Jue i Jun ruszyły w stronę biblioteki. Szły długimi korytarzami
również oświetlonymi kinkietami. Nie było z nimi Lee Pai Long’a, który ukrywał
się w pokoju swojej doshi. Nadal nikt nie wiedział o tym, że ciemnowłosa jest
szamanką. No oczywiście oprócz panicza Tao. Niestety miejsca jego pobytu też
nikt nie znał. Kiedy doszły do pomieszczenia Jun niespodziewanie się odezwała:
-
Myślisz, że Len żyje?
-
T…tak – odparła po chwili wahania zielonooka – Ja wierze, że żyje. Czuje to.
Młoda
Tao po usłyszeniu odpowiedzi bez słowa ruszyła w tylko sobie znanym kierunku.
Słowa Jue ją uspokoiły. W tym samym czasie rzeczona szamanka przekroczyła wrota
prowadzące do ogromnego pomieszczenia. W rzędach ustawione były długie regały
po brzegi wypełnione książkami. Kryształowe żyrandole nadawały temu
pomieszczeniu magii. Mimo, że rodzinna posiadłość Tao była oddalona od miast,
spełniała wszystkie wymogi by stać się pięciogwiazdkowym hotelem. W katakumbach
wytwarzano prąd, znaczy kyoshi to robiły, wprawiając siłą swoich mięśni ogromne
koło. Zastępowały one przysłowiowego osła podążającego całe życie za marchewką.
Wnętrze zrobiło na Jue ogromne wrażenie. Przez kilka minut wpatrywała się w
ręcznie rzeźbione meble. Biblioteka Tao, o wiele różniła się od tej
przyświątynnej. Dziewczyna wolnym krokiem wędrowała między półkami. Zatrzymała
się przy jednej z nich. Uniosła rękę do góry, by po chwili pochwycić jedną z
ksiąg. Obita była skórą jakiegoś zwierzęcia. Wypalony był na niej napis „Α&Ω”.
Ściągnąwszy jeszcze kilka książek usiadła ma podłodze. W ciszy pogrążyła się w
lekturę. Co chwili brała kolejną zdobycz. Większości nie rozumiała. Były to
zbiory z całego świata. Na niższym piętrze znalazła oryginalny rękopis
„Koranu”, czyli świętej księgi Żydów. Dziewczyna była pewna, że gdyby
przeszukać dokładnie tą bibliotekę znalazłoby się jeszcze wiele takich dzieł. Na
przykład biblie Jana Gutenberga. Tylko skąd oni to wszystko mieli.
Najważniejsze muzea świata nie posiadają aż tylu dzieł, co tu. Może je
wykradli? Dostali? Mimo wielu godzin szukania zielonooka nie znalazła nic na
temat próby młodego Tao. Może raczej rytuału. Ciemnowłosa nawet nie wiedziała
dokładnie co to było. W tym problem. Szukasz czegoś, chociaż nie wiesz tak
naprawdę czego. Jue wolnym krokiem ruszyła w stronę schodów prowadzących na
najniższą kondygnację biblioteki. Nie była pewna co tam znajdzie. Czy będzie
tam tak pięknie jak tu? Westchnęła głośno. Buddo, czego ona się boi? Schodów?
Po chwili otępienia złapała ramę schodów. Była piękna. Pokryta złotem. A także
ozdobiona wieloma ornamentami. Najniższe piętro nie różniło się wiele o tych
wcześniejszych. Te same ściany, meble. Tak jakby twórca posiadłości od razu
postanowił zgromadzić aż tak wielki zbiór książek. Nie wiedzieć czemu Jue
ruszyła w lewo. Nogi same ją tam ciągnęły. Oczywiście nikt jej do tego nie
zmuszał. Chciała i poszła. Lecz czy aby na pewno? Może jakaś dziwna siła
chciała żeby tu się znalazła. Dziewczyna po chwili marszu dotarła do końca
biblioteki. Oczywiście każda ściana pokryta była zbiorami ksiąg. Uwagę
dziewczyny przykuła jedna z półek. Wydawała się dziwna. W sumie nie było w niej
nic nadzwyczajnego. Stary mebel pokryty książkami i kurzem. Dziewczyna
dotykając jednej z lektur poczuła przyjemne mrowienie. Dotknęła kolejnej. To
samo. I znów. Po chwili odsunęła się od regału. Podeszła do innego, stojącego
obok. Drżącą ręką go dotknęła. Nic. Żadnego uczucia. Zero. A mogła przysiąc, że
wcześnie coś czuła. Wróciła do wcześniejszego regału. To uczucie powróciło.
Znów „mrówki” chodziły po jej dłoni. Ciągle trzymając dłoń na tej gablocie,
drugą rękę położyła na innej. Nic. Oznaczało to, że tylko z tym regałem jest
coś nie tak.
Ren
już od kilku godzin wylegiwał się w łóżku. Strasznie mu się nudziło. No bo co
można robić samemu w łóżku (bez skojarzeń). Wuja nie było widać. A na pewno
nikomu nic nie powiedział. Znał go już dobrze. Nigdy nie umiał przyznać się do
porażki. Nadal uważa, że jego metody wychowania były dobre. Ren to szanował.
Lecz gdy tylko przejmie stanowisko głowy rodziny wiele zmieni. Na pewno ma taki
zamiar. A co z tego wyjdzie to się zobaczy. Dla Lena najważniejsze jest to,
żeby nigdy nie stać się podobnym do swojego wuja. Fioletowo włosy postanowił
rozprostować kości. Powoli wstał. Nie czuł już bólu. Był on chwilowy. Zaraz po
przebudzeniu cierpienie minęło. Tak jakby nigdy go nie było. Ren był dość skąpo
ubrany, bo tylko w ciemne bokserki. Na szczęście jego ubranie leżało na
zielonym fotelu. Ogarnąwszy wzrokiem pokój, znalazł drzwi do łazienki. Mimo, że
łazienka nie należała do dużych pomieszczeń była przytulna. Ściany i podłogę
pokrywały jasno-niebieskie kafelki. W pomieszczeni znajdowała się umywalka,
sedes i prysznic. Do, którego udał się młody Tao. Ciepła woda obmywała jego
ciało. Wcześniej jego skóra pokryta było warstwą kurzu, pochodząca z
„tajemniczego pokoju”. Po kilku minutach wyszedł z łazienki już w pełni ubrany.
Trochę zeszło mu się z ułożeniem włosów w czub, ale bez niego nie mógł się nigdzie
pokazać. Zamknąwszy drzwi od pokoju ruszył korytarzem w stronę swojego pokoju.
Niestety był on po drugiej stronie posiadłości. Ren szedł po woli,
zastanawiając się jak na jego zniknięcie zareagowała Jue. Znaczy Jun. Młody Tao
skarcił się za to, że najpierw pomyślał o nowej koleżance siostry, no i może
jego, a nie o swojej kochanej siostrze. Momentalnie zatrzymał się przy jednych
z drzwi. Prowadziły one do biblioteki. Dziwne uczucie niepokoju kazało mu tu
wejść. Szamani już tak mają. Zdarza im się wyczuwać niebezpieczeństwo, jak
Spiderman. Przecież tu nikogo nie ma. Mimo, że był tu ogromny zbiór książek
rzadko tu wchodził. Może dlatego, że zawsze najważniejsze były treningi. Panicz
Tao wolnym krokiem schodził zdobionymi schodami. Podążał w stronę, którą wcześniej podążała zielonooka. Po
chwili zobaczył ciemnowłosą. Wyglądało to dość komicznie. Dziewczyna „macała”
książki na dwóch sąsiednich regałach.
-
Co ty robisz? – odezwał się złotooki.
-
Nie widać – dopiero po chwili Jue obróciła głowę i zobaczyła Rena – Len! –
pisnęła dziewczyna biegnąc w stronę zdziwionego chłopca. Rzuciła mu się na
szyję. Niestety panicz Tao nie wiedział co ma zrobić. Nigdy jakoś zbytnio nie
okazywał uczuć. Nawet wobec swoich przyjaciół. Ostatecznie objął lekko
dziewczynę. Dopiero po kilku chwilach dotarło do shiru co takiego zrobiła. Od
razu odsunęła się od złotookiego. Czuła jak się rumieni. Spuściła głowę.
-
Przepraszam – mruknęła
-
Ponawiam pytanie. Co tu robisz?
-
J…Ja – zająkała się dziewczyna – Czytam, a tam znalazłam coś dziwnego. –
powiedziała wskazując na jeden z regałów. Szybko do niego podeszła.
-
Dotknij go – poprosiła.
-
Po co? – widząc spojrzenie ciemnowłosej dotknął mebel – No i?
-
Nie czujesz? – zdziwiła się zielonooka, od razu dotknęła regał. Czuła
mrowienie.
-
Nie czujesz tego mrowia? – spytała.
-
Coś ci się po prostu wydaje. – odparł młody Tao.
-
Nie! – wybuchła młoda szamanka – Tam coś jest. Chroni to jakaś tarcza albo….
-
…pieczęć – dokończył za nią panicz Tao – Umiesz ją złamać?
-
Zaraz się okaże – powiedziała spokojnie Jue – Odsuń się.
Po
tych słowach dziewczyna zamknęła oczy i próbowała się skupić. Kiedyś uczyła się
łamać pieczęcie. Ale czy da sobie rade z
taką? Okaże się. Wystarczy, że zmagazynuje dość mocy, a uda się jej. Nie
wiedziała ile czasu minęło, ale była pewna, że jest gotowa. Teraz albo nigdy.
Rozpoczęła taniec dłoni. Wykonywała w powietrzu dziwne znaki, które z każdym
momentem coraz bardziej przypominały pieczęć. Skończyła. Jednym silnym
pchnięciem wypuściła zaklęcie w stronę regału. Oboje patrzyli na mebel. Nic,
nawet nie drgnął.
-
Liczyłem na lepszy efekt – powiedział fioletowo włosy, spoglądając na
dziewczynę.
-
Ja… - nie dokończyła, ponieważ regał się otworzył, ukazując oświetlone
pochodniami schody. Wszystko wykonane było z jasnego kruszcu - …też
Wolnym
krokiem ruszyli w stronę nowego pomieszczenia. Nie było w nim nic prócz starych
schodów. Wszystko pokryte było grubą
warstwą kurzu i pajęczyn.
- Idziesz? –
spytał młody Tao kierując się w stronę schodów, oczywiście wcześniej wziął
jedną z pochodni leżących na podłodze.
- Ja? –
spytała.
- A widzisz tu
kogoś innego – odparł spokojnie młody Tao.
- Boję się –
mruknęła cichutko dziewczyna.
- Przecież
idziesz tam ze mną. Nic Ci się nie stanie. – rzucił przez ramie młody Tao – No
chodź!
- Idę.
Z każdą chwilą
podążali w dół. Powietrze robiło się coraz gęstsze. Było czuć odór
stęchlizny. Niestety końca tunelu nie
było widać. Szli w milczeniu. Oboje zastanawiało dokąd prowadzi ten tunel.
Złotooki cały czas patrzył się przed siebie, no i pilnował by Jue zbyt się nie
poobijała. Rzeczona szamanka z uwagą oglądała kamienne ściany, szukając w nich
odpowiedzi. Niestety nie były one zbyt rozmowne.
- Spójrz! –
krzyknęła Jue, pokazując na dziurę w jednym z kamieni. Była ona na wysokości
około metra dwadzieścia. Tak jakby specjalnie ją w tym miejscu umieszczono.
Jedynie osoba spostrzegawcza ją zobaczy. A jak nie, to nadal będzie podążać w
dół tunelu.
- Dziura jak
dziura. – odparł z ironią młody Tao
- Patrz, ona
ma regularne kształty. To jest sześciokąt.
- Pokaż – Len
zaczął przyglądać się dziurze z uwagą, jakby było to dzieło sztuki.
- Tam trzeba
coś wsadzić. – odparła dumnie Jue.
- Wsadzić? –
spytał ze zdziwieniem młody szaman.
- Tak –
powiedziała shiru – Tylko co?
- Nie wiem –
mruknął Ren, wzruszając ramionami.
- To musi być
coś starego, coś co w waszej rodzinie jest od zawsze.
- Od zawsze? –
spytał z uśmiechem szaman – Miecz Błyskawicy.
- Gdzie on
jest?
- Tu -
powiedział Ren, wyciągając przy okazji białą broń z kieszeni. Oczywiście była
ona złożona.
- A gdzie
reszta miecza? – spytała z dezaprobatą – Złamałeś go?
- Nie, to jest
cały miecz – powiedział rozkładając ostrze. Teraz o wiele lepiej się
prezentowało. Jednym silnym ruchem można
było nim kogoś zabić. Złotooki spokojnym ruchem zaczął wpychać go w dziurę. To
właśnie on był kluczem do zagadki. Pasował idealnie. Kiedy tylko rękojeść
dotknęła muru tajemnicze wrota zaczęły się rozsuwać. Ściana rozdzieliła się w
miejscu miecza. A całe obramowanie „drzwi” rozpaliło się światłem. Szamani
musieli zasłonić oczy, by nie stracić tego zmysłu na zawsze. Po chwili wszystko
ucichło.
- Ciekawe, co
nas tam czeka? – odezwała się szamanka.
- Zaraz się
okaże. Trzymaj się blisko mnie.
Po tych
słowach ruszyli w ciemną przestrzeń. Niestety nic jej nie rozświetlało. Jedynym
źródłem światła była więc pochodnia, która znała pewnie jeszcze Asano-ha
Asakure. Szli wolnym krokiem. Zbytnio nie widzieli gdzie idą. Najgorsze, że
powietrze też nie było zbyt przyjemne. Przepełnione był siarką i bóg wie czym
jeszcze. Doszli do starych drzwi.
- Ja nie idę
dalej – powiedziała z przekorą dziewczyna.
- No przestań,
już tyle przeszłaś – oświadczył z niezadowoleniem Len – Nie mów, że peniasz.
Normalnie jak Choco.
- Nie peniam –
odrzekła dziewczyna – A jak nas tam coś zeżrę.
- Obiecuje, że
nic Cię tam nie zeżre.
- Dobra, chodź
– powiedziała z uśmiechem Jue. Ta dziewczyna potrafi zadziwić. Przed chwilą
była bliska płaczu. A teraz. Szczerzy się jak Asakura. Ciekawe co tam u nich?
Ren nie miał czasu na przemyślenia, ponieważ zielonooka z impetem weszła do
pomieszczenia. Było wielkie. Na środku stał ołtarz, a na nim mała skrzyneczka.
Pomieszczenie oświetlone było przez dziwne kamienie. Może diamenty albo rubiny.
No, ale jak one świecą? Ściany pokryte były arrasami. Występowały na nich duchy
i szamani. Za pewne przodkowie Rena i Jun. Dziewczyna ruszyła w stronę ołtarza.
Znów to samo uczucie. Takie jak w bibliotece. Coś kazało jej tam iść. Taka
dziwna energia. Jakby była lalką. To było o wiele silniejsze. Zmuszało ją do
podejścia tam.
- Len! –
krzyknęła dziewczyna – Zrób coś!
Niestety na
swoje nieszczęście, wdepnęła w ukrytą w podłodze pułapkę. Przez chwile nic się
nie działo. Żeby po sekundzie pojawił się przed shiru dość spory kyoshi. Miał
może trzy metry i z człowiekiem miał nie wiele wspólnego. Znaczy jakaś jego
część należała do „Homo Sapiens”, a reszta bardziej przypominała straż Johto.
Ren zbytnio nie zastanawiając się utworzył kontrole ducha. Oczywiście Bason
cały czas grzecznie czekał w swoim nagrobku.
- Bason! Atak
szybkiego tempa – uderzenie z impetem trafiło w truchło, które uderzyło w
pobliską ścianę. Niestety Jue znów zaczęła się poruszać do przodu.
- Co ty
robisz?! – krzyknął Len – Uciekaj stąd!
- Nie mogę!
Niestety jeden
cios Tao nie zniszczył kyoshi i Ren zamiast pomóc zielonookiej musiał zająć się
zabawą z potworem.
- Super Ultra
Szybkie Tempo – młody szaman znów rozpoczął serie ataków.
W tym samym
czasie dziwna siła znów pchała Jue w stronę ołtarza. Dziewczyna bała się, że
zostanie złożona w ofierze jak baranek. Drżącymi rękoma złapała za wieczko od
dziwnego zielonego pudełka. Otworzyła je, a z niego wydobyło się dziwne
światło, które zaczęło okrążać ciało dziewczyny, która momentalnie zemdlała.
- Gdzie ja jestem? – spytała zielonooka.
- A czy to ważne? – odezwała się spokojnie
kobieta. Ubrana była w długą białą suknie. Jej głowę zakrywała burka. Widać
było jedynie szare oczy. Niestety były one puste, bez życia.
- Przyszłaś się czegoś tu nauczyć? Prawda?
- Ja… Ja nie wiem.
- Chodź dziecko
Po tych słowach
Jue podeszła do kobiety. A dama złożyła swe smukłe dłonie na głowie dziewczyny.
Ciemnowłosa poczuła przyjemne mrowienie, którego początek tkwił właśnie w
dłoniach kobiety.
- Poznałaś Trzecią pieczęć zakazaną. A teraz
żegnaj.
Ren zobaczył
jak dziewczyna upada. Od razu podniosła mu się adrenalina.
- Atak Chińskiego
Ostrza – momentalnie z ziemi zaczęły wyłaniać się miecze i inne białe bronie.
Cios centralnie trafił w kyoshi, który rozprysnął się w powietrzu. Ren szybko
podbiegł do dziewczyny, która leżała pod ołtarzem. Na szczęście oddychała.
Chłopak wziął ją na ręce i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia. Nie
posiadał żadnego źródła światła, więc biegł na wyczucie. Zaraz po tym jak
pojawił się na schodach ściana zaczęła się zamykać. Nie obchodziło go to
zbytnio, więc pędem ruszył w stronę biblioteki. Jedna myśl nie dawała mu
spokoju. Co lub kto zmusił ją do tego, by podeszła do ołtarza?
*~*~*
Mam nadzieje, że rozdział wam się spodobał. Blogerów piszących o Shaman King zapraszam do Spisu SK, a także na prolog mojego drugiego opowiadania. Błędy poprawię jutro. Jeśli znacie jakieś ciekawe artykuły na temat pisania. Chodzi mi na przykład o pisaniu dialogów. Proszę podajcie mi do nich linki. Jeśli rozdział nie pojawi się do 15 kwietnia znaczy to, że pojawi się dopiero w maju. A teraz zaprezentuje wam skrzyneczkę, która uśpiła Jue:
Pozdrawiam ;*
wiesz... jakoś mnie to specjalnie nie zaskoczyło... w końcu jak się trzyma w piwnicy armię zombie, to jedno tajemnicze pomieszczenie w tę czy w tamtą...XD ale biblioteka robi wrażenie;) trzy kondygnacje... normalnie jedno pokolenie Tao jak nic poświęciło całe życie na gromadzenie tych wszystkich książek^^' (tak przy okazji... Koran to święta księga islamu, Żydzi mają zdaje się Torę...^^')
OdpowiedzUsuńja tam cały czas wierzyłam w Rena^^ taki uparciuch jak on nie mógłby nie przejść tej próby - jakakolwiek by ona nie była;P (choć do pomysłu pokonania Yohsia podchodzę bardziej sceptycznie;P)
Trzecia Pieczęć Zakazana? a cóż to? i Jue się tego nauczyła, bo jakaś kobitka dotknęła jaj głowy? ja też tak chcę...*o* czy ta tajemnicza pani nie chce przypadkiem podotykać też mojej głowy? mam dwa ciężkie kolokwia w przyszłym tygodniu...
rozdział się podobał:) zdarzyło się parę literówek, ale ogólnie jest w porządku:)
buziaczki i czekam na next:)
Niestety nie ma tak łatwo. Ciężko znaleźć takie kobitki. Ale byłby to dobry patent. Jedno dotknięcie i napisałbym egzaminy na 100%. Mogę Ci zdradzić, że cały następny rozdział będzie o Hao. Od razu poprawi Ci się humor przed kolokwiami.
UsuńPozdrawiam ;*
Hej, sorry, że dopiero teraz, ale jakoś nie miałam nastroju do czytania czegoś, co nie jest związane ze Z "Zwiadowcami" *.*...
OdpowiedzUsuńNo, ale obiecałam sobie, że nadrobię zaległości w weekend i do tego się właśnie zabieram. A teraz na temat.
Cóż, tak jak Spokoyoh, wierzyłam w Rena. Bo co? Mialby tak nagle paść na samym początku opowiadania? Niee, to by było bez sensu... :p
Biblioteka rzeczywiście robi wrażenie.. Aż bym tam sobie chętnie popatrzyła ^^ Wiesz, moje pierwsze skojarzenie to była biblioteka z filmu "Bibliotekarz" xD
Jeżeli chodzi o treść, to widziałam tam kilka błędów. Nie będę ich wypisywać, chyba, że byś chciał. Ale z ważniejszych.. Co do licha znaczy "peniać"? Pierwszy raz w życiu słyszę takie określenie.. I mój słownik chyba też.. Nie lepiej byłoby napisać po prostu "pękasz"? :) I jeszcze jedno.. Nie wiem, czy nie nagiąłeś trochę historii z tym mieczem.. Bo jego rękojeść jak już jest kilkunastokątem :) A ostrze rombem - http://www.freewebs.com/linkasakura/ren%20tao.jpg
Daj znać, jakbyś chciał bardziej dogłębnej analizy błędów. Nie jestem może jakimś znawcą, sama popełniam sporo błędów, ale postaram się pomóc :)
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ^^
Ps: jest szansa, że w ten weekend pojawi się rozdział u mnie :)
"Peniasz" ma podobne znaczenie co "pękasz", w sumie to znaczy to samo. Jeśli znalazłaś błędy i oczywiście masz ochotę możesz je wypisać. Do niczego nie zmuszam.
UsuńBoże, a ja zawsze byłem pewny, że ostrze ma kształt sześciokąta. No nic. U mnie niestety Ren ma nowy miecz. Tamten złamał.
U mnie nowy rozdział pojawi się może jeszcze dziś, ale pewności nie ma. Niby jest napisany w zeszycie, ale muszę go przepisać. Mam nadzieję, że wstawisz post jeszcze dzisiaj.
Pozdrawiam ;)
They need to be iced up not hollow to enable a great being consistent coming out of often the
OdpowiedzUsuńGreenStar. It's possible to make your own fluid the right ways you adore in which. Containing dishwasher safe regions.
Feel free to visit my web page :: food network immersion hand blender
Any blender currently being came up with
OdpowiedzUsuńof 19 twenty two and as well Stephen Poplawski was standing
site to website girl to find a great added glass and content spinning razor blades at the group.
But the truth is, preceding concluding the one that to get, make sure see a number of surveys quite to guarantee
that they can be nicely worth your money plus they may offer the particular expertise which are required.
Might be good value and absolutely have a small number of countries.
My blog post; food processor recipes
Rozdział (jak zwykle) bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńWłaściwie, to chyba jeszcze się nie przedstawiłam. Jestem Swallow i to chyba tyle, co można o mnie powiedzieć. Czytam twojego bloga od jakiegoś czasu i bardzo mi się podoba. Zapraszam Cię na moją stronę ( ooo! spam) o podobnej tematyce.
Zrobiłeś pewną rzecz która mnie mile zaskoczyła. Mianowicie, kiedy wykreowałeś postać Jue okazała się ona normalna. No, może to źle powiedziane. Nie stworzyłeś jej jako idealnej, najlepszej we wszystkim, nieustraszonej, umiejącej wszystko i najlepiej wszystko wiedzącej. Większość autorów swoje postacie tworzy właśnie takimi. Ponad to zachowałeś orginalne charaktery bohaterów SK, nie nagiąłeś ich jakoś dla własnego użytku.
Miło jest przeczytać opowiadanie takie jak twoje, gdzie (mam nadzieję) nie pojawią się przerażające wersje imion, takie jak np. Zic/Zake zamiast Hao i gdzie akcja rozwija się stopniowo a nie BUM! i Ren jest zakochany w pierwszej lepszej dziewczynie a do tego pierwszy jej o tym mówi.
Także pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo weny.