Cytat

Remont trwa.

Raion szykuję się na ogromny test z przedmiotów zawodowych!

07.01.2014

Buttony!

Szablon&Tekst by Raion. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Słowniczek

Duch - Seishin (czyt. Sejszin)
Stróż - Yakei (czyt. Jonukeji)
Woda - Aqua (czyt. Akła)
Ziemia - Terra (czyt. Terra)
Ogień - Ignis (czyt. Ini)
Powietrze - Aer (czyt. Aer)

Obserwatorzy

Archiwum

Statystyka

Popularne posty

Inkwizycja ze strony niewinnej....cz.2

                       ~*~*~

     Kupiłam wszystko i postanowiłam wrócić do domu. Szłam tą sama drogą co wcześniej. Było gorąco, więc postanowiłam ochłodzić się przy pomocy nowo co kupionego wachlarza. Dochodziłam właśnie do głównej ulicy w mieście.
     Po chwili wydarzyło się coś czego się nie spodziewałam. Konwój bankowy zbyt szybko skręcał i wjechał w kram pobliskiego sklepu.
~ Jak to się mogło stać, przecież ten kierowca jeździ tą drogą codziennie ~ pomyślałam. Z letargu wyrwały mnie głosy przyglądających się zdarzeniu ludzi:
- To czarownica!
- Jej amulet!
- Ta bransoleta, ona świeci!
- To jej wina!
Dopiero po chwili zorientowałam się, że tu chodzi o mnie. Ale jak...Moja bransoleta...Ona świeci. Szybko spojrzałam w górę, niebo było bezchmurne. To promienie słoneczne padały na szmaragd i imitowały światło. Chciałam coś powiedzieć, ale dwóch olbrzymich mężczyzn złapało mnie za ręce i zaprowadziło do ratusza.
- Ale ja...to sło...pro...ratunku.
- Milcz wiedźmo, zapłacisz za to co się stało.
Wciągnęli mnie po wielkich schodach i zaprowadzili do jednej z sal. Usiadłam na krześle i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ono pokaźnych rozmiarów. Ściany były w wyblakniętym odcieniu czerwieni, podłoga oczywiście była drewniana. Na przeciwko mnie stała jasna kanapa. Pokój obwieszony był obrazami. Przeważały w nich pejzaże i sceny rodzajowe. W oknie wisiała długa biała firanka okalana z obu stron  ciemno czerwonymi zasłonami. Po kilku minutach oczekiwania do pokoju wszedł mężczyzna w średnim wieku, chociaż na pewno starszy ode mnie. Miał ciemne włosy i błękitne oczy. Ubrany był w schludny ciemny strój będący odpowiednikiem dzisiejszych garniturów. Usiadł na sofie. Przyjrzał mi się, westchnął i rozpoczął monolog, a mój...
- Hm... z tego co wiem na imię pani Harietta Guldinger. Jest pani dość lubiana. Wygląda pani na miłą i spokojną osobę. No, ale cóż...Nie mi oceniać. Została pani oskarżona o uprawianie czarnej magii wobec narodowi Francuskiemu - powiedział, wziął oddech i kontynuował - Proszę nić nie mówić, są świadkowie, twoja bransoleta zaświeciła i doszło do wypadku. Dobrze że jest pani mało rozgarniętą wiedźmą i nikomu nić się nie stało - Zatrzymał się na chwilę, wstał i spojrzał na mnie z pogardą - Niniejszym została pani skazana na karę śmierci poprzez spalenie na stosie! Wyrok zostanie wykonany jutro o świcie. Żegnam. - powiedział i wyszedł, a we mnie "coś pękło". Po chwili do sali weszło dwóch mężczyzn. Wyciągnęli mnie z sali i prze prowadzili do sali pod ratuszem.
     Siedziałam zamknięta a, po moich policzkach nie przerwanie spływały łzy. Dopiero teraz tak naprawdę uświadomiłam sobie, że to co się wydarzyło to był wyrok śmierci i do tego mój. Ale ja przecież...nawet nie zaznałam miłości, a może to i lepiej...nie zaznać niż mieć i stracić...jaka ja głupia...wszyscy mówili: wyjdź za mąż, a ja na to, że zdążę. I nie zdążyłam...A moje psy...one umrą...Kto się nimi zajmie? A moja matka, ona niedawno chowała tatę, a teraz straci mnie. Dobrze, że mieszka pięćdziesiąt kilometrów stąd. Nikt jej nie powiadomi, lecz nawet mnie nie pożegna...Albo dowie się za miesiąc, może dwa...No i co z tego! I tak nikt mi nie pomoże...Zostałam sama...Kiedyś ktoś mi powiedział: "Rodzimy się sami by umrzeć sami ". Wcześniej się z tego śmiałam, ale teraz...Nie to nie może być prawda...Ja nie mogę...Oni nie mają prawa....a może mają...Po co kupiłam tą przeklętą bransoletę? A może to znak. Jaki znak? Boga nie ma...a może...co ja plotę. Gdyby był to nie pozwoliłby umierać niewinnym, a może ja byłam winna. Ale czego winna? Może mam umrzeć aby inni żyli ~ cały czas krzyczałam w myślach i ganiłam się za nie ~ Co za paranoja, żeby mnie kobietę z dobrej rodziny...jakby jaką żebraczkę albo złodziejkę. Co ja znów plotę? Każdy człowiek jest sobie równy. Nie mogę Ich dzielić na lepszych i gorszych. Ja się położę spać...to tylko sen...głupi sen...obudzę się, ubiorę, pójdę do miasta. I nic się nie stało...nic się nie stało...nic ~ powtarzałam sobie, aż zasnęłam. 
     Ze snu wyrwały mnie odgłosy czyiś kroków. Otworzyłam oczy. Gdzie ja jestem? To była pierwsza myśl jaka nasunęła mi się zaraz po przebudzeniu. Po kilku sekundach zaczęłam sobie wszystko przypominać. Zakupy....Wypadek...Czarownica...Wyrok. Tak chciałam żeby to nie była prawda. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos starych skrzypiących drzwi. Do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Złapał mnie za włosy i wyrzucił na korytarz.
- No powiedz 'pa pa' wiedźmo - powiedział. Nachylił się nade mną. Złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramie, tak jakby niósł dywan albo worek z ziemniakami. Było mi nie wygodnie. Zaczęłam się wiercić, a on nie zważając na nić puścił mnie i spadłam na twardą, kamienną posadzkę. Ponownie przerzucił mnie jak worek i powiedział:
- Następnym razem nie będę taki miły.
Po tych słowach stałam się 'bezwładna' i zwisałam jak na worek przystało. Nie zwracałam uwagi na to co się działo wokół mnie. Jedyną 'rzeczą', którą odebrałam było wrzucenie mnie do klatki dla dzikich zwierząt. Konwój jechał przez całe miasto. Była dopiero szarówka, więc po mieście nie chodziło wiele osób. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do celu. Był to pusty teren za miastem. Kilku ludzi ustawiało stos. 
- Poczekaj, zaraz się tobą zajmiemy - znów usłyszałam ten zimny i ohydny głos. Nie minęło wiele czasu, a na placu zaczęli zbierać się 'gapie'. No tak, dla niektórych to sposób spędzania czasu. Z letargu wyrwał mnie odgłos otwieranej klatki. Byli to ci sami mężczyźni co wcześniej. 
     Siłą zaciągnęli mnie do stosu. Przywiązali do ogromnego drewnianego pala. W tłumię gapiów zobaczyłam kilku sklepikarzy, w tym człowieka od którego kupiłam bransoletę, panią Donovan i ... mamę, chciałam coś do niej krzyknąć, ale głos zabrał ten gbur, który wczoraj wydał na mnie wyrok. 
- Drodzy mieszkańcy, zebraliśmy się tutaj aby pozbyć się z naszego świata plugawe robactwo. Tak! Mówię to o wiedźmie! Nie jakiej Hariecie Gulginger, która spowodowała za pomocą swoich zdolności wypadek. Sąd skazał ją na śmierć poprzez spalenie. Wszyscy krzyczeli:
- Spalić ją!
- Niech zginie!
- Żegnaj wiedźmo!
Tylko moja mama i pani Donovan stały cicho.
- Niechaj stanie się sprawiedliwość. - powiedział Kat i zapalił stos. Dokładnie widziałam jak ogień w zawrotnym tępię rozprzestrzenia się. Czułam ten żar. On zaczął 'atakować' moje ciało. Zaczęłam krzyczeć i płakać, ale Oni tylko na mnie z odrazą w oczach. Suknia zaczęła płonąć, a z nią moje włosy i ja...Z każdą chwilą ogień coraz bardziej pochłaniał moje ciało. Przed oczyma stawały mi obrazy z życia. Moi rodzice...Przyjaciele...Pierwszy pocałunek...Pogrzeb taty....Łzy mamy...Wszystko zaczęło wirować. Ostatkiem sił widziałam trawiący mnie ogień. To...to był....mój koniec.
    "Nie miałam nic, a straciłam jeszcze więcej"

~*~*~

Od 23 maja trochę minęło. Cóż do rzeczy. Jak wszyscy widzicie mam nowy szablon na blogu. I teraz zaczynamy serie Shaman King. O tej notce poinformuje kilka osób może kilkanaście. Osoby, które będą
chciały być na bieżąco  mogą skorzystać z obserwowania, ponieważ nie będę informować o nn. Inną sprawą są blogowicze z Onetu, ale to już omówię indywidualnie z chętnymi. Szablon zawdzięczacie pomocy Mii i Lien. I to im dedykuję notkę. Następny post planuje wstawić w przeciągu 2 tygodni. Będzie to prolog historii SK. To do następnej.
            

7 komentarzy

  1. "sama" - samą.
    "Było gorąco, więc postanowiłam ochłodzić się przy pomocy nowo co kupionego wachlarza" - dopiero co
    "kierowca" to współczesne określeni i odnosi się do kierowcy samochodu. Tu mamy do czynienia ze stangretem, woźnicą.
    "w wyblakniętym odcieniu czerwieni" - wyblakłym
    " Przyjrzał mi się, westchnął i rozpoczął monolog, a mój..." - mój co?
    "Została pani oskarżona o uprawianie czarnej magii wobec narodowi Francuskiemu" - nie "wobec" tylko "przeciw"
    "nić się nie stało" - myślałam że "nić" to literówka, ale to chyba stylizacja. Jeden stylizowany wyraz nie przejdzie, musiałbyś w podobnym stylu pisać wszystkie wypowiedzi bohatera. Dobra, później znów zwątpiłam w stylizację...
    Jeżeli używasz zwrotów potocznych, to nie bierz ich w cudzysłów.
    W monologu przejżałbym interpunkcję. Niektóre rzeczy lepiej by brzmiały jako pytania, po innych przydałby się wielokropek... Ale fajny klimat. Jest gonitwa myśli, zagubienie, niepewność... wszystko pasuje. Można wczuć się w rolę niby-czarownicy.
    "Nie jakiej" - niejakiej
    Hm... Czy brzmi to realnie? I tak, i nie. Realizmu czasów raczej nie zachowałeś, o tym pisałam wcześniej, teraz też bym się zastanowiła, ale cała sytuacja jest realistyczna. Bzdurne oskarżenie, śmieszny proces, który nawet nie zasługuje na taką nazwę. Troszkę mi zabrakło prób tłumaczenia, że nie jest czarownicą. Jasne, była otępiała, w szoku itd, ale bez przesady.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lien już wypisała błędy, więc będę cicho :D Hm... Blog mam już w obserwowanych, więc informacja o notce to nie problem. ^^
    Realizm mało zachowany. Tzn, oskarżenie jak najbardziej mogło mieć miejsce, ale ten sąd taki mało realny. Ale, dobra, nie będę osądzać za bardzo. W końcu mi się podobało, ale unikaj błędów.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. I jeszcze dzięki za dedyk :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry... Yey, ta kobieta przypomina mnie - też jestem raczej średnio ogarnięta o.o Ale ogar, to ogar, musi być. Więc do rzeczy.
    Tak średnio mi się podobało... To co powiedziały dziewczyny - nie szarpała się, nie próbowała tłumaczyć? Heloł, przecież tu chodzi o jej życie! No weź. I zauważyłam jeszcze jeden błąd.
    " Ubrany był w schludny ciemny strój będący odpowiednikiem dzisiejszych garniturów." - Skoro narracja jest wyraźnie pierwszoosobowa, to jak może być "odpowiednik dzisiejszych garniturów"? W tamtych czasach nie było garniturów. Chyba o.O Ale wiem, o co Ci chodziło. Jednak, źle to zapisałeś. Szczerze powiem, że ja nie wiedziałabym, jak to poprawnie ująć.
    Hm, to wszystko. I jakby to Czesio powiedział, Midori idzie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. A jednak, nie wszystko. Ładny szablon. Taki wiesz... Ładny.
    Ha, a teraz pewno wszystko. Jak mi się coś przypomni to wrócę. Czyli pewno ja tu jeszcze wrócęęęę xDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż... trudno mi coś powiedzieć na temat tego opowiadania. Jest całkiem fajne. Miałam jednak nadzieję, że nieco bardziej realnie opiszesz to, jak główna bohaterka płonie. Że pokarzesz cierpienie przez jakie przechodziła. Zobrazujesz ten przerażający moment kiedy jeszcze żyje i czuje cały ten ból. Wiem, że to trochę strasznie brzmi, ale wtedy zrobiłbyś większe wrażenie na czytelnikach. Kiedy uda ci się pokazać jej męki tak, aby aż oni czuli płonienie liżące skórę automatycznie bardziej przyciągniesz uwagę. To będzie znaczyło, że potrafisz tak dobrze przelać rzeczywistość na papier.
    Zastanów się nad tym i spróbuj to napisać. Kto wie, może zrobisz to tak, że samego ciebie to zaskoczy? Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń

Bajabongo!

Nie wyrażam zgody na kopiowanie i rozpowszechnianie zdjęć oraz treści zamieszczonych na blogu.
(Dz. U. Nr 24, poz. 83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych).