Oczami narratora:
Jue obudziła
się dość wcześnie. Nie było tego powodem światło słoneczne wpadające przez
szczelinę między oranżowymi zasłonami,
tylko wewnętrzne pragnienie dziewczyny. Była nim szklanka wody. Mimo że Jun
sama zachęcała ją do „samo obsługi”, dziewczyna nie chciała nadużywać
gościnności. No, ale było już po ósmej, więc chyba nikt nie będzie miał jej
tego za złe?
W związku ze
swoim postanowieniem Jue ubrała się i ruszyła wpierw do łazienki. Po kilku
minutach była odświeżona i gotowa na spotkanie z nowymi przyjaciółmi. Jun mogła
nazwać swoją nową przyjaciółką, ale Len… Nie był dla niej nie uprzejmy czy coś.
Tylko nie był też tak naprawdę zadowolony z jej przybycia. Był po porostu miły
z grzeczności i tyle.
- Cześć Jun -
powiedziała Jue wchodząc do kuchni. Zastała ją siedzącą przy stole i popijającą
jakiś napar.
- Cześć –
odpowiedziała zielonowłosa – Chcesz herbaty?
- Chętnie – Po
tych słowach brunetka dosiadła się do Chinki i nalała sobie napój – Gdzie
Lenny?
- Trenuję.
Wiesz on zawsze rano poświęca co najmniej dwie godziny na poranne ćwiczenia. –
powiedziała – Pójdziemy dzisiaj na zakupy?
- Zakupy –
powtórzyła głucho brunetka – Wybacz, ale ja nie mam pieniędzy – powiedziała
ściszając głos.
- Nic nie
szkodzi – odpowiedziała z uśmiechem Jun – Lenny zaproponował, że zapłaci za
Ciebie.
- Jun – Z
progu odezwał się młody panicz Tao. Widać było że dopiero wyszedł spod
prysznica. Co oznaczało, że naprawdę był na treningu. Włosy Rena najbardziej
przykuły wzrok brunetki. Nie były one uformowane w czub jak wczoraj, tylko
tworzyły nieład artystyczny na głowie młodego szamana. – Co ja zaproponowałem?
- Nic, nic –
mruknęła doshi – Tak tylko….
- Jeśli macie
ochotę na zakupy, to proszę bardzo. Będę miał choć chwile spo…. – niestety nie
dane mu było dokończyć, ponieważ Jun pisnęła ze szczęścia.
- To ja zrobię
śniadanie, a ty zrób coś z włosami. – Powiedziała zielonowłosa.
-
Przeszkadzają Ci – mruknął złotooki.
- Lenny, a jak
zamierzasz się pokazać w mieście.
- Samolot mamy
o czternastej.
- A zakupy –
zdziwiła się ciemnooka.
- Ty myślisz,
że z wami idę? – odparł fioletowo włosy.
- Oczywiście –
powiedziała Jun, odwracając się od blatu, na którym robiła kanapki. Jej wzrok,
był jej tajną bronią, a ona umiała z niego korzystać. Lenny po prostu jeszcze
nigdy nie oparł się wzrokowi szczeniaczka wyrzuconego na zewnątrz podczas
burzy. Złotooki mruknął coś pod nosem i udał się w stronę swojego pokoju. Całą
rozmowę bacznie obserwowała brunetka. Nie chciała się wtrącać, więc milczała.
Myślała, że Jun użyję jakiś argumentów, a tu to. Zwykły, proszący wzrok. Jak to
życie potrafi zadziwić. Po kilku minutach powrócił do nich Len już z normalną
fryzurą, czyli jego ukochanym czubem. Jun postawiła pod ich nosami talerze
wypełnione kanapkami. Ten posiłek nie należał do cichych. Cała trójka żywo
dyskutowała na rożne tematy. Jedynym czego nie poruszyli było szamaństwo. Powód
był prosty. Jen nie wiedziała, że Jue jest szamanka, Lenny nie chciał pokazać,
że mu zależy na tej wiedzy a, Jue nie chciała zaczynać rozmowy, która i tak
powędruje w stronę jej dzieciństwa.
Po posiłku
wszyscy rozeszli się do swoich pokoi aby przygotować się do wyjścia. Dzisiejszy
dzień nie zapowiadał się tak ciepło, więc każdy wybrał coś „grubszego”. Jun
założyła granatową sukienkę i dość długi żakiet. Jue ubrała długie turkusowe
spodnie i jasny sweter. Za to młody Tao założył długie czarne spodnie i zieloną
bluzę.
W trójkę
ruszyli na podbój miasta. No może Jun na podbój miasta, a Len i Jue z
mieszanymi uczuciami. Obeszli całe centrum handlowe. Niestety z braku Lee Pai
Long’a to panicz Tao robił za tragarza. Najwięcej ubrań kupiła Jun, która była
w swoim żywiole. Oczywiście starsza Tao nie zapomniała o swojej nowej
przyjaciółce i raz po raz podawała jej coraz to nowe ubrania. Niektóre na
prawdę były ładne. Oczywiście nie wszystkie. Nie było to winą zielonowłosej
tylko tego, że nie każde ubranie uplasowało się w gusta brunetki. Lenny znosił
bardzo dobrze zakupy do czasu pytań: „Czemu nic nie kupujesz?” bądź „Lenny, jak w tym
wyglądam?”. Kto by pomyślał, że zakupy potrafią tak szybko pochłaniać czas. Gdy
by nie to że panicz Tao miał zegarek spóźnili by się na samolot, ponieważ
zakupy miały trwać nie więcej niż dwie godziny a wyszło, że trwały trzy.
- Jun pośpiesz
się! – krzyknął Len stojąc z Jue w przedpokoju. Oboje byli gotowi do wyjścia.
Lenny spakował się wczoraj, a młoda shiru wcale się nie rozpakowała.
- Jestem
gotowa – powiedziała radośnie Jun podchodząc bliżej przyjaciół – Nie musieliście
na mnie w kółko krzyczeć, zdążyłabym. A teraz chodźcie.
- Ile ty masz
toreb? – spytał Len.
- Cztery –
powiedziała spokojnie doshi. Biorąc dwie najlżejsze torby. Oczywiście resztę
wziął jej kochany młodszy brat.
Drogę w dół
budynku pokonali przy użyciu windy. Już po chwili stali przed zewnętrznymi
drzwiami hotelu. Limuzyna czekała już na nich. Jue chciała się spytać czemu
jadą takim pojazdem. Ostatecznie jednak z tego zrezygnowała i usiadła obok
Lennego. Nie wiedziała czemu klapnęła obok niego. Mogła przecież spocząć obok
Jun, ale tak jakoś wyszło. Siła wyższa. Po
kilkunastu minutach dotarli na miejsce. Przeszli przez główny hol lotniska i
udali się do strefy lotów prywatnych. Ta sala niczym nie różniła się od
poprzedniej. Szklane ściany i nowoczesne meble w odcieniach srebra. Nie
przechodzili żadnej gruntownej kontroli tylko od razu udali się w stronę
prywatnego samolotu. Bagażami zajęła się oczywiście obsługa lotniska. Prywatny
samolot nie różnił się za bardzo od reszty maszyn. Wszystkie były białe, ale
ten miał napis „Tao Airlines”. Po chwili cała trójka siedziała już w samolocie.
Dziwnym sposobem Jue ponownie usadowiła się obok Lena, a Jun wybrała samotny
fotel blisko pomieszczenia stewardes. No co? Jeden blondyn bardzo spodobał się
pannie Tao.
Lot minął im
bardzo szybko. Starsza Tao całą swoją uwagę poświęciła nowemu koledze. A Jue
zasnęła oparta na ramieniu Lena. Nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla
młodego szamana, ale nie po to czytał tyle tych książek o tym „Jak być dobrym
człowiekiem”, żeby nie zrozumieć, że w niektórych sytuacjach trzeba robić dobrą
minę do złej gry.
- Proszę
zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania. – Odezwał się głos stewardesy.
Cała trójka
posłusznie wykonała powierzone im zadanie. Po kilku minutach usłyszeli kolejny
komunikat mówiący o tym, że samolot bezpiecznie wylądował w Chinach. Bagaże czekały na nich w holu
lotniska. Było ono o wiele mniejsze niż to w Wakayamie. Powód? Był to prywatny
port lotniczy rodziny Tao umieszczony w jednej z dolin w górach Yilehuli Shan
około trzech kilometrów od rodzinnej twierdzy.
- Gdzie wy
mieszkacie? – spytała zdziwiona brunetka, nie wiedzieć czemu wylądowali na
jakimś odludziu w górach.
- Trzy
kilometry w tamtą stronę – odpowiedział złotooki wskazując w międzyczasie
wschód – Jeśli się pośpieszymy dotrzemy tam przed kolacją.
- Idziemy na
pieszo? – dopytywała brunetka.
- Nie –
zaśmiała się doshi – Pojedziemy tam limuzyną. – Powiedziała wskazując na
samochód stojący pod lotniskiem. Było to bardziej auto terenowe niż limuzyna.
Droga do
rodzinnej posiadłości minęła im w ciszy. Rodzeństwo Tao tak jakby się
przygotowywało, ale przed czym? Tego już nasza kochana brunetka pojąć nie
mogła. Stało się. Stanęli przed ogromnymi wrotami prowadzącymi do potężnego
budynku. Budowla miała może trzydzieści metrów wysokości. Zbudowana w starym
chińskim stylu. Każda ściana była pięknie wykończona różnymi zdobieniami.
Momentalnie drzwi się otworzyły. Przywitało ich dwóch stróżów kyoshi. Łatwo
było ich rozpoznać po złotych talizmanach przytwierdzonych do głowy. Kazali im
się udać do Sali Tangen. Jue nie wiedziała co to jest i gdzie to jest, ale i
tak podążyła za dwójką przyjaciół. Po drodze oglądała piękne ściany pomalowane
w różnych odcieniach czerwieni. Od karmazynu do krwistej czerwieni. Po pokonaniu
kilkunastego korytarzy i podróży schodami w górę dodarli pod ogromne drzwi z
symbolem Taiji, często nazywanym znakiem Ying i Yang. Len silnym ruchem
otworzył wrota, które wydały bliżej nieokreślone dźwięki.
- Witajcie! –
usłyszeli głos mężczyzny – Widzę, że przyprowadziliście nową koleżankę. Nazywam
się En Tao. Jestem wujem Lena i Jun.
Po tych
słowach cała trójka ukłoniła się w stronę mężczyzny. Był on dobrze zbudowany i
wysoki. Miał ciemne włosy i piwne oczy.
- Witajcie
dzieci. – Z cienia wyszła dość wysoka kobieta ubrana w chińskie kimono. Miała
fioletowe włosy i ciemne oczy. – Ciebie jeszcze nie znam. Jak masz na imię? –
spytała brunetkę, która cały czas starała trzymać się z tyłu.
- Jue –
odpowiedziała niepewnie zielonooka.
- Panienka Jun – krzyknął z uśmiechem mężczyzna wychodzący z cienia. Był bardzo wysoki i wysportowany. Jedyną rzeczą, która różniła go od pozostałych to to, że był martwy. – Jak miło panienkę widzieć. – Jun tylko odpowiedziała na to szczerym uśmiechem.
- Panienka Jun – krzyknął z uśmiechem mężczyzna wychodzący z cienia. Był bardzo wysoki i wysportowany. Jedyną rzeczą, która różniła go od pozostałych to to, że był martwy. – Jak miło panienkę widzieć. – Jun tylko odpowiedziała na to szczerym uśmiechem.
- Nasza
kochana Jun – odezwała się dziewczyna obdarzona turkusowymi włosami. Ubrana
była w dość skąpy czerwony strój. – Orientuj się…. Yugay atakuj! – Po tych
słowach wojowniczka ubrana w obcisły ciemno różowy strój ruszyła w stronę Jun.
Zielonowłosa wiedziała, że Jenny na pewno nie odpuści okazji żeby upokorzyć ją
przed rodziną. Niestety nie tym razem.
- Klątwa Doshi
– krzyknęła Jun rzucając w stronę napastniczki żółte talizmany. Okrążyły one
Yugay, promieniując w jej stronę fioletowymi falami. Już po kilku sekundach
amulety przyczepiły się do ciała kyoshi, przejmując nad nią kontrole.
- Tą walkę
można uznać już za zakończoną – odezwał się niski, łysy mężczyzna. Był
dziadkiem rodzeństwa Tao i Jenny, a nazywał się Ching. – Przeliczyłaś się moja
droga – powiedział spoglądając na córkę En’a. - Jun jest już zapewne od Ciebie
silniejsza.
- Zobaczymy
następnym razem.
- Chodźmy na
kolację – powiedziała Ran, nie chciała dzisiaj żadnych kłótni. – Rozkaże
przygotować służbie dodatkowe nakrycie i pokój dla Jue. Karin za
mną . – Nie wiadomą skąd wyłoniła się dziewczyna o fioletowych włosach, w które
wpleciono czerwony kwiat. Ubrana była w białe kimono z wieloma czerwonymi
elementami. W ręku dzierżyła Guan-Dao, którego ostrze otoczone było fioletową poświatą.
Miała talizman przyczepiony do głowy, co oznaczało, że była martwa.
- Masz rację –
odezwał się staruszek – Chodźmy już. – Po tych słowach wszyscy ruszyli do
jadalni. Jue trzymała się blisko Jun i Lena. Nie znała ich rodziny i nie była
pewna czy chce bliżej poznać. Przerażali ją. W pewnym momencie zielonowłosa
zwróciła się do Jue.
- Wiesz to
co…ja…z tymi…talizma…
- Jun –
przerwał jej młody Tao – Ona jest szamanką, więc się jej nie tłumacz. –
Brunetka była wdzięczna Renowi. Nie miała zbytnio ochoty mówić o sobie.
- Aha…Co?!
- To co
słyszałaś – odparł obojętnie złotooki.
Kolacja minęła
w dość dobrej atmosferze. Oczywiście w takiej jaka możliwa jest w rodzinie Tao.
Nie obyło się bez kąśliwych uwag na linii Jun i Jenny. Mimo gościa, En wałkował
temat Turnieju i tego, że królem szamanów powinien zostać Ren.
- Na razie
turniej został przerwany, więc nie ma o czym mówić. – odparł złotooki.
- Lecz
zostanie wznowiony. Wiesz po co cię wezwałem? – powiedział En – Mam nadzieje,
że mnie nie zawiedziesz.
- Nie sprawie
Ci zawodu.
Nikt nie miał
pojęcia o co chodzi. Oczywiście prócz
aktualnego i przyszłego przywódcy klanu Tao. Niestety, tak to już w tej
rodzinie jest. Wszystko jest tajemnicą. Jedną z osób, którą martwiła ta sytuacja
była Ran. Chciała wiedzieć co to za rytuał. Czemu jest tak ważny. En milczał, a
od Lena na pewno się nie dowie. Mimo, że wychowaniem jej syna zajmował się
głównie jej szwagier, znała swoje dziecko. Jun też nic nie wiedziała, nawet
Jenny nie miała pojęcia o co w tym chodzi. Ching zbywał wszystkich odpowiedzią
„Dowiecie się w swoim czasie.”. Ran miała już ochotę zaprosić Annę. Mimo, że
jej nie znała. Była pewna, że dzięki zdolności reishi znajdzie odpowiedź na
nurtujące ją pytania.
Po posiłku
wszyscy rozeszli się do pokoi. Jue miała komnatę między rodzeństwem Tao. Nie
było jeszcze tak późno, a ona miała ochotę dowiedzieć się o co chodzi z tym
całym rytuałem. W tym celu udała się do pokoju obok, w którym mieszkał jej nowy
przyjaciel. Podeszła do drzwi i zapukała. Odpowiedziała jej cisza. Spróbowała
jeszcze raz. Znowu to samo. Postanowiła wejść. Jej oczom ukazał się średniej wielkości pokój. Ściany
pomalowane były ciemno granatową farbą. Okno zasłonięte było również mroczną
zasłoną. Naprzeciwko iluminatora stało łóżko. Jego niebieskie nakrycie było nie
naruszone, więc Lena zapewne tu nie było. Jue podeszła do komody stojącej obok
okna. Nie było na niej nic ciekawego. Kilka figurek, zdjęcie rodziców i siostry.
Nie chciała grzebać w jego rzeczach, więc udała się do pokoju starszej Tao. Zapukała
i już po chwili dostała zaproszenie do środka.
- Jun, gdzie
Ren? – spytała wchodząc. Zamknęła za sobą drzwi.
- Nie ma go u
siebie?
- Niestety. –
odparła brunetka.
- Martwisz się
o niego? – zapytała ciemnooka. W tym pytaniu był haczyk.
- Tak…Znaczy…
- Nie tłumacz
się – przerwała jej z przebiegłym uśmiechem zielonowłosa – W naszej rodzinie
jest taki zwyczaj. Może nie zwyczaj bardziej rytuał.
- Na czym on
polega?
- Nie mam pojęcia…
– odparła z dozą smutku Jun - …Ale się nie martwię. Lenny obiecał mi, że nic mu
się niestanie. On jeszcze nigdy nie złamał swojej obietnicy. Teraz też tego nie
zrobi. – Ostatnie słowa powiedziała bardziej do siebie niż do swojej
rozmówczyni. Ciekawe czy i tym razem miała rację?
W tym samym
czasie Len schodził razem z swoim wujem na najniższą kondygnacje lochów. Nie
było z nim Basona, ponieważ tak mówił „zwyczaj”. Jedyną rzeczą jaką miał przy
sobie był miecz błyskawicy. Był gotowy. Miał tylko pokazać swoją wartość. Lecz czy
aby jest tego godny? Przejdzie próbę? Musi, obiecał Jun, a jej nigdy nie
zawiedzie. Najgorsze to to, że nie wiedział co go tam czeka. Znał cenę. Jeśli
mu się nie uda. Zginie.
- Jesteśmy –
powiedział En – Jesteś gotowy?
- Tak – odparł
złotooki.
- Pamiętaj, że
tam musisz polegać tylko na sobie.
- Rozumiem.
Po tych
słowach En wyjął z kieszeni talizman. Tym razem czarny. Wymachiwał w nim,
tworząc kombinacje. W pewnym momencie przykleił go do drzwi, które rozbłysły
światłem. Może nie drzwi. Lecz runy na nich. Wejście otworzyło się. En milczał,
więc złotooki zrozumiał, że to już czas. Ruszył niepewnie do przodu. Kiedy
tylko przekroczył próg pomieszczenia drzwi zamknęły się z hukiem. Nie miał
czasu rozmyślać, ponieważ rozpoczął się test. Test jego życia.
*~*~*
Za nami czwarty rozdział. Mam
nadzieję, że się spodobał. Następny ukaże się... Szczerze to nie wiem
dokładnie. Może za tydzień, dwa, trzy. Pracuję teraz nad nową historią
niezwiązaną z SK. Z góry obiecuję, że nie porzucę tej historii. Ciekawi mnie
jak czytacie imię "Jue". Mam nadzieję, że jako Jue, a nie Dżue. Len i
Ren będę używał zamiennie, by zminimalizować powtórzenia. Jeśli macie jakieś
pytania zadawajcie je pod notką. Na niektóre odpowiem od razu w komentarzu.
Zachęcam do komentowania.
Pozdrawiam;*
Rozdział mi sie podobał ^^
OdpowiedzUsuńTylko jest jedna sprawa (no dobra, dwie..), która nie daje mi spokoju...
1) Po pierwsze - nie ma bliźniaków T.T Początek zapowiadał się tak Asakurzaście, a tutaj nic... *chlip*... No dobra, jakoś wytrzymam.. :)
2) A po drugie: "...zakupy miały trwać nie więcej niż dwie godziny a wyszło, że trwały trzy." Kto normalny zakłada, że dziewczynie wystarczą dwie godziny na zakupy? I jest wręcz niemożliwe, żeby przeciągnęły się tylko do trzech. Nie, jak już się idzie na zakupy, to liczyć trzeba minimalnie 4 godziny. A realnie to tak z 6.... Tak, wiem coś o tym xD
Pozdrawiam i czekam na next :)
1)Bliźniaki pojawią się w przyszłym, albo jeszcze przyszłym rozdziale. ^^
Usuń2) Mój błąd, mogłem dać im więcej czasu. Ja zbytnio nie przepadam za zakupami, stąd ten błąd pomiarowy.
ach, Ren...XD gdyby wygrał Turniej Szamanów, to światem rządziłaby Jun, serio...XD XD ale nie zmienia to faktu, że jest to słodkie^o^ kochany, młodszy braciszek^^ któremu zawsze można zostawić walizy do taszczeniaXD
OdpowiedzUsuńznowu jakaś próba? toż Ren już nie pokazał, na ile go stać?== dostał się do Turnieju, walczył z najsilniejszymi szamanami... czego jeszcze chce En?==
zgadzam się z Yohao - rażąco brakuje mi tu bliźniaków;P
ale tak poza tym rozdział się podobał^^ buziaczki i czekam na next:)
Naprawdę mówimy w kółko o pogodzeniu bliźniaków? Czy js wiem... Dobra, może mówimy. Ale to dlatego, że skłóceni bliźniacy to takie nienaturalne, dziwne. Przecież oni są braćmi, powinni w każdej chwili skoczyć za sobą w ogień...Poza tym musisz się przyzwyczaić. Masz do czynienia z fankami bliźniaków, musisz się na to przygotować. XD
OdpowiedzUsuńa teraz o rozdziale.
Nie znoszę chodzić po sklepach, wolałabym ten czas przeznaczyć na coś bardziej pasjonującego... biedny Ren, no ale jak można takiej siostrze odmówić? ^^
Niepokoi mnie ten test... ale wierzę w Rena i wiem, że nie da się tak łatwo zabić. ^^
Rozdział się podobał ;)
Pozdrawiam
Ohayo! Zostałeś/łaś nominowana przeze mnie do Liebster Award. Pytania znajdziesz na http://wonders-of-imagination.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cześć, jestem Neko. :)
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, choć z poprawnością masz pewne problemy (interpunkcja, pisownia łączna i rozłączna itp.) - mogę Ci w komentarzu poprawić tekst, z wytłumaczeniem pewnych zasad na przyszłość, ale to tylko jeśli sobie życzysz i Ci się to przyda. :)
Ren na pewno wcale nie wyglądał tak źle, gdy był rozczochrany, czy musi zawsze mieć czub? Mógłby po prostu rozczesać włosy... Choć, kto go tam wie, może tak jest bezpieczniej, skoro jego kosmyki żyją własnym życiem. xD
Bardzo ciekawy pomysł z opisywaniem ubrania poprzez zlinkowanie fragmentu tekstu. xD Kreatywnie. ^^
Niewielu jest panów w fandomie SK, przynajmniej takich piszących opowiadania, ale fajnie, że w ogóle jacyś są. ^^ Choć zastanawiam się, czy nie czujesz się nieco dziwnie, otoczony przez tyle bab. :P
Wysłałam Ci maila odnośnie rekrutacji do Spisu, zerknij. :)
Zapraszam też do mnie: http://shaman-no-sekai.bloog.pl/ Pozdrawiam~!
Witaj, Neko.
Usuń1. Co do błędów, oczywiście możesz je wypisać. Samemu ciężko jest je wypatrzeć ^^
2. Co do zalinkowania stroju. Tak, pomysł kreatywny. Nie wiem czy będę go często używał.
3. Da się przyzwyczaić do tego, że jest więcej blogerek.
4. Co do Spisu. Czuj się przyjęta na staż. Na razie czekam na szablon, jestem czwarty w kolejce. Zaraz po otrzymaniu szablonu startujemy. Myślę, że w ciągu dwóch tygodni będzie gotowy. Pracę w spisie zaczniesz dopiero wtedy. Chyba, że masz już jakieś sugestie to pisz śmiało.
Pozdrawiam.
nowy rozdział na asakura-twins-forever.blog.onet.pl :)zapraszam:)
OdpowiedzUsuń