~*Wakayama*~
Oczami narratora:
Ulicami Wakayamy wędrowała Jue. Nigdy by nie pomyślała , że
żyje w niej tylu ludzi, a co gorsza
niezwracających na siebie uwagi. Dziewczynę urzekły budynki zarówno te
nowoczesne, wieżowce i drapacze chmur, ale także te stare wyglądem
przypominające świątynie, w której mieszkała jej mentorka i przybrana matka
Nanako. Mimo to, że żyła z daleka od ludzi i tego całego zgiełku była dobrze
wychowana, znała zasady kultury zarówno tej japońskiej jak co najważniejsze
kultury osobistej. Umiała pisać i czytać w języku japońskim i staro-szamańskim.
Jako, że było już popołudniu, a ona nic nie jadła. No może prócz
wczorajszej kolacji w Nachi. Postanowiła
coś zjeść.
Oczami Jue:
Na Króla
Duchów jaka ja jestem głodna. Hm…pani Nanako mówiła mi, że ludzie w miastach
kupują jedzenie. No ale skąd? Może podejdę do tego starszego pana sprzedającego
bułki z czymś różowym w środku.
-
Przepraszam co to jest? – spytałam podchodząc bliżej.
- Hot Dogi –
powiedział sprzedawca patrząc na mnie dziwnym wzrokirm.
- To jest
jadalne? – spytałam cicho.
- A co nie
widać! – krzyknął poirytowany – skądś ty się panienka urwała…z choinki.
-
Przepraszam – szepnęłam spuszczając głowę – A mogę prosić jednego tego…Hot…Hot
Doga.
- Taa -
powiedział już wyraźnie znudzony – Dwa dolary się należy
- Oczywiście – szybko podałam należność, odebrałam produkt i
czmychnęłam w stronę ławek. Usiadłam na jednej z nich, podkuliłam nogi, a w
między czasie położyłam torbę obok siebie. Po chwili podeszła do mnie do mnie wysoka
zielonowłosa dziewczyna.
Oczami Jun:
Buddo, jakie zakupy mogą być męczące, a szczególnie bez Lee
Pai Long’a. Szkoda, że Lenny nie dał się wyciągnąć na zakupy. Tylko by grał w
te gry na konsoli. No, ale cóż żadnych wieści o turnieju nie było, więc co on
ma robić? Chociaż codziennie odbywa te swoje poranne treningi. Hm… Zamiast
myśleć o turnieju lepiej znajdę sobie jakąś ławeczkę by usiąść. Zaraz mi nogi odpadną. O tam jest
wolne miejsce. Z nowym entuzjazmem podeszłam do ławki na, której siedziała
skulona brunetka.
Oczami Jue:
-
Przepraszam mogę usiąść? – usłyszałam głos znad głowy. Po chwili zastanowienia
cicho odpowiedziałam:
- Tak –
zielonowłosa ciężko usiadła, szukając czegoś w torebce. Za bardzo mnie to nie
interesowało, więc zajęłam się skończeniem swojego posiłku. Po chwili milczenia
odezwała się moja przypadkowa towarzyszka.
- Jestem
Jun,, a ty? – zapytała.
- Jue –
powiedziałam spoglądając na moją rozmówczynie. Miała ciemne oczy, zielone włosy
spięte z tyłu w kształt trzech szpiczastych pazurów. Jun, bo tak się
przedstawiła, obdarzona była jasną karnacją skóry. Ubrana była w długą, zieloną
sukienkę z motywem złotego smoka i ciemnozielone buty na obcasie.
- Mam coś na
twarzy? – spytała zaniepokojona. No tak od dłuższej chwili przyglądam jej się.
- Nie, nie.
Przepraszam to moja wina – wyrecytowałam i spuściłam wzrok.
- Nie
przepraszaj – uśmiechnęła się – Co robisz w Wakayamie?
- J-Ja – wyjąkałam
– Mam tu coś do załatwienia…Znaczy co ja mówię…Nie mam gdzie się podziać, więc
szukam szczęścia tu. – No co, aż tak bardzo nie naciągnęłam prawdy.
- No to może
pojedziesz z nami? – zapytała entuzjastycznie – Lenny na pewno się ucieszy… - w
tym momencie to ja jej przerwałam:
- STOP!
Gdzie pojadę? Jaki Lenny?
- Lenny to
mój kochany młodszy braciszek, a pojedziemy do mojego domu w Chinach.
- Ch-Chinach,
przecież to jest daleko w…Azji.
- No i? -
bardziej zapytała niż – I tak lecimy prywatnym samolotem, więc nie będzie
problemu – wykrzyknęła entuzjastycznie spoglądając na złoty zegarek na lewym
nadgarstku. Dopiero teraz go zauważyłam. Nie wiem czemu, ale mina jej zrzedła.
- Chodź – powiedziała łapiąc wszystkie swoje zakupy i mnie.
Ledwie zdążyłam złapać swoją torbę i ruszyłyśmy.
Oczami Rena:
Gdzie ta Jun? Powinna już dawno być w domu. No i po co
puszczałem ją samą na te zakupy. I to ona mówi, że ja jestem nie
odpowiedzialny…Że tylko gram, gram i gram. Czym ja się przejmuje? Zaraz pewnie
wróci.
Oczami narratora:
Jun i Jue
biegiem wpadły do hotelu. Mijając zdetronizowanych gości wpadły do windy.
Zielonowłosa pośpiesznie wcisnęła numer ostatniego pietra zajmowanego w całości
przez apartament klanu Tao. Rezydencja składała się z dwóch sypialni, pokoju
gościnnego, kuchni, wszechstronnego salonu
i łazienki. Wszystkie meble i akcesoria przygotowane były na zamówienie.
W salonie stał panicz Tao. Ubrany był w ciemne, workowate spodnie sięgające do
połowy łydki przepasane pasem z białego materiału. Górą stroju była czerwona
kamizelka wykonana w chińskim stylu. Ren przyglądał się wieczornej panoramie
miasta. Wakayama prezentowała się teraz jeszcze lepiej niż za dnia. W pewnym
momencie otworzyły się drzwi od windy. Wyszła z nich uśmiechnięta Jun i nieco
skołowana Jue.
- Wróciłam –
rozbrzmiał głos panny Tao, przykuwając uwagę Rena – Wiem, trochę się spóźniłam,
ale zakupy mi się przeciągnęły, a i mam nową koleżankę – powiedziała wskazując
na zielonooką – Jedzie z nami do Chin – Ren uważnie przyglądał się siostrze i
jej żywej gestykulacji.
- Wuj wie? -
spytał - W sumie to twój problem co powiesz wujowi – odparł chłodno młody Tao.
- A…czyli
się zgadzasz – stwierdziła Jun – To wy się poznajcie, a ja zrobię kolację. Dziś
będzie brudny ryż* i owoce morza.
Jun
spokojnie zabrała swoje rzeczy i ruszyła do kuchni. Było to średniej wielkości
pomieszczenie z jednym dużym oknem osłoniętym firaną. Ściany były
jasnopomarańczowe, a podłoga pokryta kafelkami o abstrakcyjnym wzorze. Wokół
ścian stały ciemne szafki, a na nich mikrofalówka, ekspres do kawy i
zlewozmywak. W prawym rogu stała srebrna lodówka. Panna Tao krzątała się po
kuchni. Sprawnie operując garnkami, patelniami i innymi akcesoriami potrzebnymi
do przygotowania posiłku. Tymczasem w salonie nie było tak miło i przyjemnie.
Jue siedziała na jednym z jasnoszarych foteli wpatrując się w karmazynową
ścianę. Za to młody Tao wpatrywał się nadal w nocne już oblicze miasta.
Nieubłaganą ciszę przerwał chłodny głos:
- Skąd
jesteś i jak masz na imię? - spytał fioletowo włosy.
- Ja? – spytała
oszołomiona brunetka - Do tej pory
mieszkałam przy świątyni Kumano Nachi Taisha, a na imię mi Jue.
Po chwili
milczenia znów odezwał się młody Tao:
- Jesteś
medium?
- Skąd ty… -
zdziwiła się zielonooka – Ty jesteś…
- Szamanem –
przerwał jej – Więc mam rację.
- Nie –
powiedziała Jue – Nie jestem medium. Jestem szamanem shiru**.
- Kim? –
spytał zdziwiony Ren.
- Szamani
shiru. Specjalizuję się w władaniu Shikigami i pieczęciami…
- Kolacja –
rozwijającą rozmowę przerwała Jun, wnosząc na tacy trzy miseczki z jedzeniem.
Spokojnie doszła do okrągłego stołu, ulokowanego obok kominka, układając
posiłki.
- Czekacie na zaproszenie? – spytała spoglądając na pozostałą dwójkę. Po tych słowach oboje ruszyli do stołu, aby złagodzić głód. Podczas posiłku mało się odzywali. Każdy jadł w ciszy, aż do momentu kiedy Jun ponownie zabrała głos:
- Czekacie na zaproszenie? – spytała spoglądając na pozostałą dwójkę. Po tych słowach oboje ruszyli do stołu, aby złagodzić głód. Podczas posiłku mało się odzywali. Każdy jadł w ciszy, aż do momentu kiedy Jun ponownie zabrała głos:
- Lenny,
pokarzesz pokój Jue – młody Tao już miał coś powiedzieć, ale zrezygnował z
tego. Po prostu, ciężko mu wychodziła asertywność względem siostry.
- Chodź – powiedział do Jue i
ruszył w stronę pokoju gościnnego. Otworzył drzwi i wpuścił przodem dziewczynę.
Pomieszczenie było średniej wielkości. Ściany pomalowane były beżową farbą, a
podłogę wykonano z jasnego drewna. Okno zasłonięte było długą pomarańczową
zasłonką. Przy oknie stała misterne zdobiona komoda. Za to przy drugiej ścianie
stało łóżko z zielonym nakryciem. Dla Jue był to bardzo trudny dzień. Pierwszy
raz była w mieście. Poznała nowych przyjaciół. Kładąc się spać życzyła sobie,
że gdy się obudzi, wszystko będzie tylko lepiej. Lecz czy aby na pewno?
*~*~*
*Brudny ryż,
to takie danie. I ja tej nazwy nie wymyśliłem
**Szaman
Shiru to nazwa stworzona przeze mnie specjalnie dla tego rozdziału . Shiru z
japońskiego to znaczy pieczęć.
Nareszcie
pojawił się tu rozdział.
Co mam na
usprawiedliwienie?
Szkoła,
poprawy, konkursy i śmierć mojej koleżanki z rocznika. Niestety po półrocznej
walce z chorobą przegrała walkę o życie.
A co do
bloga pojawił się na nim nowy szablon. Stworzyła go KatD z Malach Tow. Następny
rozdział mam nadzieje, że pojawi się szybciej. Chociaż ze mną nigdy nic nie
wiadomo.
I mam do was
kilka próśb:
1. Napiszcie,
jeżeli źle się wam czyta tekst, albo mam nieodpowiedni kolor czcionki.
2. Poinformujcie
mnie jeśli u kogoś nie przeczytałem
rozdziału.
A tak na
marginesie to życzę wam Wesołych Świąt (choć już minęły) i Szczęśliwego Nowego
roku (i udanego sylwestra).
Pozdrawiam
;*
No to mój komentarz będzie pierwszy ^^
OdpowiedzUsuńSzczerze mówią, myślałam, że porzuciłeś blogowanie, a tu taka niespodzianka :) Witamy z powrotem :D
Co do rozdziału powiem krótko: wszystko fajnie, pięknie, ale gdzie bliźniacy..? :( Brakuje mi ich, zwłaszcza po takim wstępie..
Dobra, nie będę się rozklejać :)
Notka tak czy siak mi się podobała, do czcionki nie mam raczej żadnych uwag. Piękny nagłówek *.*
Genki de ^^
Na sceny z bliźniakami, takimi nie chcącymi się zabić będziesz musiała dość długo poczekać. Będą oni dość często występować wcześniej, ale po dwóch wrogich stronach.
UsuńOto jestem! Tak, wiem. Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, nadrobiłam go jakiś czas temu, ale byłam strasznie zabiegana. Komentuję teraz.
OdpowiedzUsuńCóż, Jun już chyba taka jest, że szybko znajduje przyjaciół. Któż jej się oprze? Nawet Ren nie ma tyle siły woli, żeby jej się sprzeciwiać. Haha ^^
Czekam na jakieś sceny z bliźniakami, zwłaszcza że zacząłeś od Hao w pierwszym rozdziale. Pogodzeni czy nie i tak mi brakuje z nimi scen. Oczywiście jak ich nie pogodzisz, to będą cię Spokoyoh i Yohao męczyły. XD Też pomogę. ^^
Cóż, konkursy i szkoła. Mi też nie dają spokoju. To znaczy konkursy mam już za sobą, ale szkoła nadal mnie męczy. Śmierć znajomej osoby jest ciężka. Mi w listopadzie odszedł wujek, trudno mi było się pozbierać.
Dziękuję za spóźnione życzenia. Tobie też wesołych. Ach, Sylwester to już inna bajka. I mam nadzieję, że Nowy Rok będzie lepszy niż ten. ^^
Pozdrawiam.
Nie chce zbyt wiele zdradzić, ale scen z jednym z bliźniaków można się spodziewać w przyszłym rozdziale.
Usuńasertywność Rena względem siostry? to coś takiego w ogóle istnieje?XD a tak poza w zachowaniu Jun widać wyraźne wpływy pewnej osoby;D potem nie dziwota, że gromadka Yoh się tak rozrasta;D
OdpowiedzUsuńco do Twojego komentarza u mnie... jasne, że Cię pamiętam;) znam tak mało piszących blogi facetów, że trudno nie pamiętać...^^' i cieszę się, że zacząłeś to opowiadanie o SK, bo mi się spodobało;) i Haoś jest dobry^o^ chociaż niezbyt podoba mi się Twoje odpowiedź na komentarz Yohao... co to niby znaczy, że bliźniacy "po dwóch wrogich stronach"?== nie myśl sobie, że Paulina ostrzegała Cię bez powodu>) no bo jak to tak, żeby bracia mogli się nie lubić...?
rozdział się podobał:) a czcionka jak dla mnie w porządku:)
buziaczki i czekam na next:) będę wdzięczna za informowanie mnie;) (gg 6364924, skype spokoyoh125 lub na blogu)
i wszystkiego dobrego w nowym roku:)
Hej. :) Ja tu pierwszy raz. Przeczytałam Twojego bloga i bardzo mi się podobał. Opisy masz bardzo ładne, a to sobie cenię w opowiadniach. Ogólnie Twój styl jest taki lekki dla oka i przyjemnie się go czyta.
OdpowiedzUsuńA teraz o treści.
Hao żyje i jest dobry. ^o^ to mi się podoba. :D
Ja przyłączę się do dziewczyn, jeśli chodzi o pogodzenie bliźniaków. Nie będziesz miał z nami łatwo. :D
Jun. I jak ją tu nie kochać? ^^ Przecież to oczywiste, że Ren nie mógł by odmówić swojej siostrze :D
Jue też wydaje się sympatyczną osobą, a zarazem interesującą.
Pozdrawiam i czekam na next.:)
PS. Dodaję Cię do obserwowanych i zapraszam do mnie na http://szamanska-opowiesc.blogspot.com ( nie ma to jak reklama XD)